piątek, 6 września 2013

Kolejna krótka historia


       Lipiec.
       Staliśmy w szeregu. Lana po prawej, ja po lewej. Naprzeciw scena, Kapitol, i pula kartek. Duża, i jednocześnie taka mała…
       Pamiętam poprzedni rok - jeden z najgorszych dni mojego życia. Lana miała trzynaście lat, ja piętnaście, Nigeln- siedemnaście. Pamiętam tę samą szarą sukienkę, te same warkocze. I kilka kartek więcej… Jakiejś dziewczyny, i Nigela, brata Lany. Jak myślicie, wrócił? Jasne, że nie.
       Witamy w Jedenastce, gdzie koty uciekają z domów, bo myszy zdychają z głodu. Takie życie. Temu nie da się zapobiec - dało się za to zapobiec jego bezsensownej śmierci na arenie. Takie życie?
       Może.
     
       - Lana. Lana, posłuchaj! – szeptałem gorączkowo, gdy tylko kroki dzieliły nas od Placu. Mówiłem, pocieszałem, zapewniałem, że zostanie. Nie pozwalałem jej płakać, sam ocierając ukradkiem łzy.
       Nie zaprzeczyła. Nigdy nie zaprzeczała, z góry zakładając, że mam rację. Niestety, mój autorytet zaczął nieco podupadać po tym, jak wtulona w mój sweter patrzyła ze mną na śmierć Nigela. Okrutną, cierpiał. Nie bardziej niż inni – umarł tak samo jak setki innych dzieci. Brutalnie. Ohydnie. Niepotrzebnie.
       Uśmiechnęła się. Delikatnie, melancholia przebijała z piwnych oczu. Złote iskierki radości zgasły.
       Jak to się stało, że tak szybko dorosła? Dlaczego zamiast bawić się lalkami, boi się wyjść na zewnątrz? Kto mógł dopuścić, żeby dzieciństwo tych maluchów, drżących o swoje rodzeństwo, przeminęło w marzeniach?
     
       Kobieta sięgnęła do szklanej kuli z napisem „PANIE”. Skurczyłem się, modlitwa zagłuszyła słowa kata.
       - Maja… - cichy szmer wokół oznajmił mi imię tegorocznej trybutki. Z lękiem, niedowierzając, odwróciłem się - Lana stała ze spuszczoną głową, pobielałe dłonie nerwowo wystukiwały rytm na ramionach. Maja, malutka trzynastolatka, zostaje wypchnięta. Płacze i się wyrywa, szuka rodziny… W połowie drogi rezygnuje.
       Kolejne dziecko, posłane na pewną rzeź.
       Jednak i ja odetchnąłem z ulgą. Lana jest bezpieczna, przynajmniej teraz. Gdzieś obok przepływa głos kobiety z Kapitolu, zagłuszony przez myśli. Nie słyszę, kogo wywołuje, dźwięk słów miesza mi w głowie.
       Cisza. Pogrążony we wspomnieniach, ledwo zauważyłem, że nikt nie wychodzi. Z tyły słyszę ciche, delikatne westchnienia ulgi. Słyszę histeryczny śmiech, widzę obracające się powoli głowy.
       Wszyscy patrzą na mnie.
     
     
     
     
       Kim jestem? Jestem Dylan. Tyle powie o mnie każdy.
       Lana doda, że mam szesnaście lat, urodziłem się na wiosnę i uwielbiam stokrotki.
       A co powiem ja? Raczej skryty, małomówny chłopak, który próbuje chronić pewną blondynkę.
     
     
       Poznałem ją dzięki Nigelowi. Do zeszłego roku był moim najlepszym przyjacielem- teraz zamiast mnie ma towarzystwo innych zamordowanych dzieci z Jedenastki i cichą ziemię. W sumie mógłbym się obrazić – wybrał ich towarzystwo. Były dni, w których tak myślałem. Tłumaczyłem sam sobie.
       Byliśmy nierozłączni, znaliśmy się od kołyski. Ja byłem jedynakiem, mieszkającym z ojcem - alkoholikiem, on miał siostrę i biednych rodziców. Siłą rzeczy, mieszkając w sąsiadujących klitkach, zaprzyjaźniliśmy się. Próbowaliśmy się chronić.
       Kiedyś tam urodziła się Lana, jej dzieciństwo umknęło mi w pośpiechu. Nie obchodziła mnie szczególnie, chociaż często przebywaliśmy ze sobą. Gdy Nigel został wylosowany, otworzyła się- a ja zobaczyłem w niej ten sam upór, tę samą bystrość i identyczne do jej brata szczere tęczówki koloru kasztanów… Stała mi się prawie siostrą.
       Był. Byliśmy. Znaliśmy. Byłem. Miał.
     
       Bo już nie jestem. Już niedługo i jej zostanie tylko mój nóż, stokrotki i kilka strzał.
     
     
       Gdy wchodziłem na scenę, przez myśl przemknęło mi, że moje życie jest pełne czasu przeszłego. Co z teraźniejszością? O przyszłości nie mówię, ta akurat jest jasna. No, nie do końca, bo wciąż można obstawiać, od czego zginę- łuk, topór, oszczep? W sumie nieważne.
       Ale co z teraźniejszością? Blada twarzyczka Lany znika w tłumie, gdy jej rodzice ocierają łzy.
       Strażnicy zabierają mnie do jakiegoś pokoju, odrapane ściany odstraszają wyglądem.
       Najpierw wchodzi mój ledwo przytomny ojciec. Jak zawsze, z obłędem w oczach, nawet nie wie, co się dzieje. Pięć minut mija w ciszy.
       - Dziękuję za wsparcie, tato.
       Pojawiają się Strażnicy, nieprzytomny mężczyzna staje się tylko wspomnieniem, utrwalonym silnym smrodem taniej wódki. Teraz ona. Co ja jej powiem? Dopiero teraz lodowate dreszcze strachu przypomniały mi, gdzie jestem.
     
     
       Przyszła. W tej swojej workowatej, szarej sukience, ciemnych bucikach, z czarną wstążką we włosach. Pamiętam. Co wzruszyło mnie najbardziej? Chyba łatka na rękawie…
       - Dylan… - biegła do mnie, szept zagłuszał dźwięk spadających łez.
       Nic nie mówiłem. Po co?
       Lekko podniosła głowę, niepewna, co zobaczy w moich oczach. Zobaczyła spokój i rezygnację.
       - Jak możesz się z tym godzić...? Jak możesz tak dobrze to przyjmować? Nie wiesz, co to oznacza? – zapytała cicho, zdumiona.
       Tylko się uśmiechnąłem.
       - Musisz wiedzieć! To samo, co zawsze! Przejmij się wreszcie, zrozum, że właśnie skazali cię na śmierć! Umrzesz, rozumiesz!? – ogień buzował w jej piwnych tęczówkach. Nie potrafię powiedzieć, czy bardziej była wściekła, czy zrozpaczona.
       Wreszcie odpuściła, całą siłą wtulając się we mnie.
       - Lana… - zawahałem się. Co zrobić? Jeśli się dowie, nigdy nie zazna spokoju. Jeśli nie…
       A, co tam. Raz się żyje, a i to w moim położeniu jest bardzo wątpliwe.
       Wciąż szlochała, topiąc łzy w moim swetrze. Delikatnie pociągnąłem ją za włosy, jak wtedy, gdy za drzwiami nie czekali mordercy. Jak wtedy, gdy kłamstwo przychodziło z łatwością, gdy prawda nie patrzyła mi w oczy razem ze śmiercią.
       Gdy siłą rzeczy spojrzała mi w oczy, bez zastanowienia zbliżyłem twarz do jej. W ułamku sekundy staliśmy się jednością, kiedy, zaskoczona, nie protestowała.
       Spóźniłem się- już dawno trzeba było zacząć żyć teraźniejszością.
       Drzwi otworzyły się silnym kopnięciem. Wtargnęli ubrani na biało Strażnicy- nawet nie byli zdziwieni taką sytuacją. Bez skrępowania silnie szturchnęli Lanę, dosłownie odrywając ją ode mnie. Po sekundzie także ona stała się wspomnieniem….
     
     
     
       ***

       Jest źle. Bardzo źle. Nie zostawiam Ci nic, kochanie. Nie piszę pamiętnika, nie chcę, żebyś to czytała. Musisz wierzyć, że się nie bałem. Musisz pamiętać mnie takim, jakiego udawałem, nigdy nie mając szansy powiedzieć prawdy. Bo zawsze się bałem.
       Zaprzeczam sam sobie, wiem. Ale chcę jednak Ci coś dać. Chociaż te kilka słów. Będę się Tobą opiekował. Jeśli zdołam.
       Dobranoc, kochanie. Zaraz zaśniemy.
     
     
     
       ***
       W niedużym domku na wybrzeżu w dystrykcie 11 pewna blondynka zrywa stokrotki. Transmisja dawno się skończyła.


_____________________________________
dziękuję Wam za wsparcie, naprawdę wspaniale jest pisać nie tylko dla pustych wyświetleń - dziękuję wszystkim, którzy zostawiają chociaż najmniejszy komentarz ♥ 
co prawda to opowiadanie jest z dystryktu 11, ale jakoś tak znalazłam w folderze, poprawiałam akapity i wstawiam, ale o zawodowcach też coś niedługo będzie!
najpierw pomyślałam o idei Glossa i Cashmere wzorem Jamiego i Cersei, ale to chyba nie jest zbyt dobry pomysł... XD
dziękuję jeszcze raz!

4 komentarze:

  1. Piękne *-* Przepiękne ;; cudowne ;; świetne ;; boskie ;; zajebiste ;; Najbardziej mi się podoba nieświadomość chłopaka ;; jest taki... nieobecny. I właśnie chcę Glossa i Cashmere! xD PS. Czekam też na coś o dzieciakach Everlarków, może nawet o tych dzieciakach w dorosłości ♥ I byłabym szczęśliwa gdybyś dała coś w rodzaju yaoi c; wiem że jestem wymagająca ale byłabym baaaaaaaaaaaaardzo szczęśliwa ♥ c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ha, co do yaoi to dosyć dobrze trafiłaś, od 1 klasy mam terapię yaoistyczną koleżanki z ławki XDDD także... myślę o tym, myślę, ale ostatni znalazłam parring Gale & Beetee, co mnie całkowicie załamało ;_; i jakoś tak mi się odechciało xD

      Usuń
  2. HAHAHAHA!
    Już widzę takie zdanie u Glossa: Jestem człowiekiem, który ma gówno zamiast honoru xD
    Rozdziałek świetny, ale bardzo mi przykro z tego powodu, że ''opuszczasz'' stronkę ,,Na arenie...'' ;_;
    Bardzo dobrze się tam bawiłam, podczas ,,Hunger Games Challenge''.
    Ale no cóż, rozumiem cie. Rok szkolny... brrr.
    Gorąco pozdrawiam i czekam (jeżeli jeszcze będziesz) na kolejny rozdział c;
    Pozdrawiam i dziękuje za twój wysiłek.
    Slendy

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham twoje opowiadania!! Najbardziej podobało mi się jak Gale spotkał córkę Katniss i Peety :] Czekam na następne opowiadania. Mam nadzieję, że pojawi się jakieś z Haymitchem :D

    OdpowiedzUsuń