poniedziałek, 16 września 2013

Jestem nikim

     To się zaczęło kilka dni temu.
     Na początku to nie było nic takiego. Budziłem się w nocy z przeświadczeniem, że zaraz coś się stanie. Znacie to uczucie? To oczekiwanie? Wyobraźcie sobie, że budzicie się o czwartej w nocy z sercem zamierającym ze strachu, czekając na coś. Nie wiem na co; nie wiem, co mi się śniło. Nie pamiętam. Była tylko ciemność, nie paliły się nawet lampy na ulicy.
     Wtedy jeszcze uznałem, że to tylko koszmar. Gorzej było, gdy różne rzeczy zaczęły wypadać mi z rąk. Talerze, książki, szklanki.
     Noże.
     Traciłem świadomość tego, co robię. Chwilami przyłapywałem się na mówieniu słów i rzeczy, o których nigdy nie myślałem. Wtedy też jeszcze się nie bałem; i w dzieciństwie miałem krótkie zaniki pamięci.
     Któregoś dnia obudziłem się, na rękach mając krew. Nie było jej dużo ale od razu zorientowałem się, co to. Taki symbol. Nie wiem, skąd się wzięła. Nie miałem żadnych ran, ubrania są czyste. A mimo to codziennie wstawałem z krwią na dłoniach.
     Nie wiem, co się dzieje. Nie jestem sobą. Nie pamiętam rzeczy, które robiłem wczoraj.
     Tracę mój świat.
     Jest coraz gorzej. I to oczekiwanie na coś strasznego. Cały czas boję się czegoś, jak dziecko przerażone ciemnością pod łóżkiem. Moja ciemność czyha na mnie wszędzie.
     Czekam, aż mnie dopadnie.

     Dzisiaj jest ten dzień. Dzisiaj ciemność wyciągnie po mnie szpony. Na ścianie ktoś w nocy napisał: "Nadszedł czas". Mój czas. Dzisiaj dowiem się, czego oczekiwałem przez ostatni miesiąc.

     Widzę go. Cień od kilku godzin podąża za mną, nawet gdy nie widać słońca. Czasem widzę kontury twarzy. I odwracam wzrok, bo przerażenie ściska mi gardło. Boję się wejść do ciemnego pokoju. A jednocześnie chcę to zakończyć.
     Nadszedł czas.

     Cień ma twarz. Moją twarz.
     Już się nie boję. Krew spływa po moich dłoniach. Już nie zasycha. Moje ciało jest gładkie, bez śladu ran czy blizn. A mimo to krwawię. Kąpię się we własnej krwi.
     Cień unosi głowę. Jesteś mój, szepcze.
     Przytakuję.
     Dotyka mnie zimnymi, rozpalonymi palcami. Czuję rozrywające ciało szpony. Dotyka mnie, obiecuje, zapewnia... 
     Dotyka.
     Dotyka, głaszcze, uzależnia. Stoję. Stoję, czekam na to, co się wydarzy. A cień chłepcze moją krew, chowa się, ucieka, by znowu dotknąć. Jego dotyk sprawia mi ból. Cierpię, lodowate gorąco jego pazurów rani mnie, szarpie delikatną skórę, przedziera się przez gąszcz tkanek. Czuję, jak ostrymi szponami rysuje po kości, przecina ścięgna. Cierpię tym szczególnym rodzajem ekstazy, charakterystycznym dla agonii.
     Jest okrutny.
     Ból zagłusza moje myśli, jestem jak zwierzę w potrzasku. Krążę, chcę uciec... Zostaję. Patrzę, jak wysuwa język zza cienkich warg, jak maluje ogniem po mojej skórze, jakby obdartej z naskórka. Moja skóra płonie, przez mgłę, coraz bardziej zasnuwającą mi oczy widzę, jak przezroczyste żyły pulsują, szkarłatne mięśnie i ścięgnq zaciskają i rozkurczają pięści. Zapach świeżego mięsa mnie fascynuje, patrzę na bielejące kreski kości. Widok jego gęstniejącej twarzy hipnotyzuje, cały czas usiłuję zajrzeć mu w oczy.
     Nie pozwala mi na to, wymyka się, wyślizguje, ucieka. Jest niczym dym. Chcę oddać mu wszystko, nie mieć przed nim tajemnic, odsłonić serce. Chcę podarować mu jego bicie, zaspokoić głód - nasz wspólny głód...
     Uzależnia mnie od siebie, rozwidlony język parzy mięśnie, przy zetknięciu z nim krew wyparowuje. Powoli członki odmawiają mi posłuszeństwa, stoję w kałuży własnych łez. Obmywam nimi go...
     Cierpimy razem. Nie wiem, kto bardziej.
     Nie chcę, żeby przestawał. I nie przestaje. Krew wciąż płynie, a on pije, w końcu przywiera do moich ramion, barków, klatki piersiowej, wysysa krew. Jestem już wolny, czysty. A cień ma twarz.
     Teraz mogę patrzeć mu w oczy. Mają wyraz niewinnego dziecka, zagubione. Oczy trybutów. Chcę pomóc mu się odnaleźć.
     Wyciągam rękę, moja dłoń przechodzi przez pustkę. Słyszę szept, zapewnia, że wróci.
     - Kim jesteś - chrypię.
     Cień niknie w mroku, zostawia mnie samego, rozpalonego ogniem, skąpanego we własnej krwi.
     I odchodzi. A ja zostaję, i znowu krwawię. Jutro znowu obudzę się z krwią na rękach. A w nocy znowu zapomnę.

_____________
takie tam nic bo nie mam pomysłów - w najbliżzych dniach dodam jeszcze tę niespodziewankę, a potem to serio nie wiem xD
KRWIIIIIIIIIII
a, i jeszcze - to z punktu widzenia nie wiem kogo, nie Kotnej, nie Pity, nie Hejmicza, takiego pana X c:

1 komentarz:

  1. Nie mam siły wypisywać obszernych komentarzy bo całą noc siedziałam nad blogiem i go reaktywowałam ;; w sumie przespałam jakieś 45 min. Rozdział jest cudny (zresztą jak zwykle xdd) Czekam na kolejny i duuuuużo weny! ;D

    OdpowiedzUsuń