sobota, 14 września 2013

Każdy i nikt

     - Katniss?
     Chłopak otworzył drzwi do kolejnego pokoju.
     - Katniss? Jesteś tutaj?
     Odpowiedziała mu cisza. Westchnął, pokręcił głową, delikatnie zamknął pokój. Kurtka myśliwska wisiała na swoim miejscu, ale zniknęły wysokie, skórzane buty jeszcze sprzed czasów rebelii.
     Wiedział, gdzie poszła. Wiedział, dlaczego zostawiła wszystko, wszystkich, dlaczego stara się chwilami odgrodzić od świata. Dlaczego odeszła, nie mówiąc ani słowa, nie przykryła malutkiej Rose kołderką. Wiedział to od chwili, gdy na wołanie odpowiedziało jedynie echo.
     Westchnął znowu. Nachylił się nad łóżeczkiem córki, opiekuńczo okrył jej drobne nóżki kocykiem. Wyciągnął dłoń, chcąc pogłaskać dziewczynkę po policzku - i zawahał się.
     Rose poruszyła się przez sen, gwałtownie wykopując nóżkę spod koca.
     Zdecydowanym ruchem dłoni Peeta otarł łzy, chwycił kurtki i bezszelestnie zbiegł na dół. Uważał, by nie obudzić córeczki.
     Zamknął dokładnie dom, wiedząc, że małej nic złego się nie stanie. Klucz schował do kieszonki, dokładnie ją zasuwając. I poszedł za nią.
     Jak zawsze.

     Jak zawsze siedziała pod starą, częściowo uschniętą brzozą, oparta o biało-czarny pień. Patrzyła w stronę lasu, tam, gdzie od czasu do czasu przemykał się zając lub wiewiórka. Obok niej leżała strzała, której wciąż nie potrafiła wziąć do ręki.
     Cicho podszedł z boku, tak, aby go widziała spod półprzymkniętych powiek i usiadł dwa kroki dalej.
     - Przyszedłeś - stwierdziła sennie. - Po co?
     - Katniss...
     - Po co? Przecież poradziłbyś sobie beze mnie. Ty, Rose...
     Chłopak przysunął się do niej, ostrożnie wyciągają ramiona. Nie poruszyła się, więc narzucił jej na ramiona kurtkę. Zadrżała.
     - Nie chcę sobie radzić bez ciebie - szepnął. - Wiesz, że jesteście całym moim światem.
     - Wiesz, Peeta - zaczęła po chwili, nie zwracając uwagi na jego słowa. - To takie moje drzewo wisielców. Pamiętasz piosenkę o drzewie wisielców?
     - Pamiętam - odparł. Znał ją aż za dobrze.
     - Kiedyś często zastanawiałam się nad tym, kto tu jest wisielcem, kto jest tym czekającym na spotkanie, kto płacze po jego śmierci... I wiesz co? Nic nie wymyśliłam. Bo wisielcem może być każdy, a nie jest nikt. Każdemu brakuje odwagi - powiedziała, a Peetę zmroziła obojętność dźwięcząca w jej głosie.
     W jej pamięci migało tysiące wspomnień. Obrazów. Dzieci, cmentarze, Kapitol, głód, dorośli, Ćwiek, arena, misja ratunkowa... Wszystkie przypominały o jednym. We wszystkich obok niej był ktoś jeszcze, kogo nauczyła się ignorować, zastępować rozmazaną plamą. A zadra, wbita w serce lata temu, wbijała się coraz głębiej.
     Peeta nie był głupcem. Widział w jej oczach tę melancholię, czuł chłód, jaki bił z niej nawet wtedy, gdy spała w jego ramionach. Kiedyś myślał, że miłością zmieni świat. Przynajmniej ich świat.
     - Katniss, kocham cię - powiedział miękko, tak jak zawsze to mówił. Wyciągnął dłoń, pogładził dziewczynę po włosach.
     - Drzewo wisielców - powtórzyła, zamyślona. Uśmiechnęła się do swoich wspomnień, ułamała gałązkę z uschniętego konara.
     A Peeta patrzył. Patrzył, głaskał ją po włosach, uspokajał jak małą dziewczynkę, kołysał. Kiedy chciała coś powiedzieć, może zaprotestować, może odpowiedzieć tym samym, zamknął jej usta pocałunkiem. Nie pozwolił dokończyć, chociaż tak bardzo go to bolało. Cierpiał, gdy widział, jak wiele jest między nimi niedopowiedzeń. A mimo to uciszał ją, nie chciał dowiedzieć się wszystkiego. Wystarczało mu to, że tu jest, że chce go kochać, że codziennie kładzie głowę na jego piersi, usypia niespokojnym snem. Śni koszmary, które mógł przeganiać swoją miłością.
     Peeta nadal myślał, że miłością zmieni świat.

_________________
niby pomysłów brak, ale jak czytam Wasze komentarze i prośby o tematy co do ff, to się jakoś cieplej (a w domu zimno jak w psiarni, tak btw ;-;) i od razu coś niecoś się napisze C;
to opowiadanie oczywiście dedykowane Kotnej, która dłuuugo czekała na choćby malutki urywek (no, akurat malutki :d) Peetniss i wszystkim odwiedzającym ;*
zaczynam też coś o Haymitchu, i coś z yaoi :d
/wi.
/gynvaelwedd (~dziecko lodu /zimy)

2 komentarze:

  1. IDŹ UMRZYJ ISTOTO ;;;;;;;;;;;; TO BYŁO PIĘKNE ;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;; PORYCZAŁAM SIĘ ;; FIZYKA? MAM JĄ W DUPIE ;;;;; WOLĘ TWOJE POWIEŚCI ;;; NIE WIEM CO NAPISAĆ ;;; NIE WIEM ;; TO BYŁO CUDOWNE ;; GDYBYM MIAŁA WYBRAĆ ULUBIONY FRAGMENT MUSIAŁABYM SKOPIOWAĆ CAŁE OPOWIADANIE ;;; I taka mała propozycja. Może napiszesz jeszcze drugą część tego opowiadania i tam będzie samobójstwo? c; tego mi brakuje! Jak się powieszą na drzewie ;;;;; ale najpierw Peeta ;;;;;;; niech wszyscy umrą ;;;; BĘDĘ BARDZO, ALE TO BARDZO WDZIĘCZNA ;;;;; <3 DUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUŻO WENY I CIEPŁYCH DNI! C;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mogę być Twoim psychiatrą ;_____; nie powieszą się, bo co potem, wskrzeszę? rzalrzalrzalpeel. chociaż... jak tak myślę... to może... :D

      Usuń