sobota, 12 października 2013

Brak tytułu

     - Tylko jedno - szepnęła. - Zostań przy mnie.
     Peeta zamknął oczy, tłumiąc westchnienie. Delikatnie wyswobodził ramię i spojrzał na Katniss, odchylając głowę.
     - Katniss... - zaczął. I urwał.
     Niespodziewanie przyciągnął ją do siebie, miażdżąc w uścisku. 
     Chciał dać jej bezpieczeństwo, ciepło, spokój, a wszystko to tutaj, wbrew wszystkiemu i wszystkim, na spalonych fundamentach ich życia. Pragnął wymazać z ich pamięci to, co było złe, czego żałował. Całował ją tak, by zapomniała.
     A Katniss z każdą kolejną sekundą, czując smak jego ust, coraz bardziej nie potrafiła zapomnieć. Wracało to wszystko, głośnym echem odbijając w jej głowie dni i miesiące bezustannego lęku.
     Ale teraz nie dbali o nic. Mieli już tylko siebie.
     Przysunęła się bardziej, zakrywając mu twarz włosami.
     Oddychała jego oddechem. Była jego częścią. Nierozerwalnie złączeni, wsłuchani w siebie zasypiali, nie zwracając uwagi na świat. Wiedzieli, że muszą żyć chwilą, jaka jest im dana.
     Katniss usnęła z nosem wtulonym w jego szyję, niespokojnie drgając w ramionach Peety.
     Peeta nie spał, pilnując jej snu. Strach dławił go, gdy patrzył na nią, na to, jak rozluźnia się w cieple jego ciała, i bał się jak jeszcze nigdy w życiu. Bał się tego, że wkroczą Źli Ludzie, będą mieli broń lub ostre słowa, i zabiorą mu ją, jak Finnickowi zabrali Annie.
     Patrzył na sens swojego istnienia i nie mógł się odezwać, przestraszony kruchością czasu.
     Jemu nie zostało już nic - zabrali mu nawet jego samego podczas godzin tortur.
     I wtedy znowu pojawiła się ona, z własnej woli, niezmuszana przez kamery, wolna.
     Dobrowolnie stali się swoimi niewolnikami. Więźniami miłości.
     - Zostanę - szepnął w ciszę malutkiego pokoju. 

     Nie wiedział, że istnieją tak banalne choroby jak gruźlica, że mogą zrobić mu krzywdę. Zapomniał o tym, że nie ma już małej dziewczynki w zbyt dużym fartuchu, umiejętnie nakładającej maści i przyrządzającej napary.
     I któregoś dnia, zbyt wcześnie, kiedy zaczęła na nowo poznawać świat, zostawił ją.
     Samą.

______________
tak bardzo koniec igrzyskowej weny.
teraz to serio, skończyły mi się pomysły, już nie wkładam w to całej siebie, jak na początku. no i... no i mam problem, bo albo założe nowego bloga, na którym będą pomieszane potterowe, wiedźminowe, błękitnokrwiste i jakie mi tylko przyjdą do głowy, albo pozakładam pierdyliard blogów każdy na oddzielny ;-;
dobrze myślicie, raczej opcja 1 xD
tak więc niedługo podam Wam link do nowego bloga. ten będzie sobie trwał (zapewne po 22 listopada wena magicznie nadejdzie) i czasem będzie kontynuowany, a w zakładce Głównego Bloga będzie zawsze odnośnik do tego C:

no i... od niedawna chodzi mi po głowie pomysł na 'coś dłuższego', na pewno obszerniejszego niż kilka rozdziałów. a że uczę się na własnych błędach, niedługo spodziewajcie się 3-go bloga XD
wszystko wyjaśnię w osobnej notce, gdy pozakładam, bo tu to 'PS' się robi dłuższe niż ff ;o

a tak btw, dziękujędziękuję za ponad 1000 wejść <3

3 komentarze:

  1. To było naprawdę piękne. Nie wiem czy mi pozwolisz ale jeżeli będę miała chęć mogę kontynuować wątek gruźlicy? Naprawdę wybrałaś interesującą chorobę, w sensie, która naprawdę mną wstrząsnęła w tym opowiadaniu. To chyba jedno z Twoich najlepszych opowiadań. Zamurowało mnie. Byłabym wdzięczna gdybym mogła w pewnym sensie to kontynuować ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jasne, róbta co chceta, tylko nie spieprzta XD nie no, żartuję, po prostu mam fazę :d
      cieszę się że Ci się podoba, oczywiście że możesz ;*

      Usuń
  2. Mam nadzieję, że wena jednak nadejdzie. ^^ Kocham twojego bloga i nie che, żebyś go skończyła :c Twoje opowiadania są piękne, zabierają dech w piersiach.
    Więc pozostaje mi tylko życzyć weny. :)
    Pozdrawiam.
    ~Donnie

    OdpowiedzUsuń